Słuchałem dzisiaj na żywo przemówienia prezydenta Donalda Trumpa wygłoszonego przy okazji podpisania nowej ustawy podatkowej, dzięki której Amerykanie oszczędzą w ciągu najbliższych 8 lat na daninie ponad 1,5 biliona dolarów. Już sam fakt obniżki podatków jest dla mnie ewenementem. W swoim ojczystym kraju jestem traktowany jak jeleń, żeby nie powiedzieć niewolnik, który bez słowa sprzeciwu, co tam sprzeciwu, wręcz z dumą ma płacić na żądanie polityków, tyle ile zapragną, a gdy nie zapłacę to mnie zamkną do tiurmy, a może nawet zastrzelą. Rząd nie tylko nie tłumaczy po co mu te pieniądze (podatki), on się nawet z nich nie rozlicza. Państwo potrzebuje, więc zabiera. Bo państwo rządzi. W czasie mowy Trumpa uświadomiłem sobie, że oto Amerykanie żyją jakby w innych świecie. Nie dość, że prezydent przeprasza obywateli za to, że zabiera im podatki, to na dodatek tłumaczy im co powinni zrobić, aby ten podatek nie był tak dotkliwy.
Po jednej takiej radzie przypomniał mi się p. Duda Związkowy.
Pamiętacie, jak Związkowy Duda krztusił się z nienawiści do przedsiębiorców, że zamiast zatrudniać ludzi na etatach, oni zatrudniają ich jako podwykonawców? Że podwykonawca rzekomo ma gorzej niż człowiek na etacie. Że pieniądze zarobione w formie zapłaty za dzieło czy umowy o pracę, to śmieci w przeciwieństwie do pensji etatowej. Związkowiec zawodowy, którego statutowym celem ma być troska o lud pracy, zadbał właściwie wyłącznie o państwo. No i pewnie o siebie, bo taka postawa spotkała się wdzięcznością ze strony polityków, którym związkowiec dostarczył pomysłu na zdobycie dodatkowej forsy. Nie przypadkiem dla wspierających rząd związkowców nie brakuje miejsca na listach wyborczych.
Walcząc z umowami o pracę, czy innymi formami outsourcingu, dającymi pracownikom większą wolność dysponowania owocami ich pracy, zarówno rząd, jak i związki zawodowe stanęły przeciwko ludziom pracy, i nie miało znaczenia, czy rządzi PO, czy PiS. Państwo, dla którego nakładanie podatków i ograniczanie wolności jest cnotą, to państwo chore. Arbitralne zabieranie pieniędzy obywatelom było już zasadą ustrojową, i jak to się skończyło dobrze wiemy. Podatki i danina to nadużycie, to kradzież i to bez względu na to, jakim celom ta danina ma służyć.
Dlaczego akurat to mi się przypomniało? Ponieważ prezydent Trump zwrócił swoim obywatelom uwagę, że nie dość iż jego nowa ustawa podatkowa obniża przedziały podatkowe, to na dodatek umożliwia wielu milionom podatników przechodzenie z etatu na umowę o pracy, czy inną formę outsourcingu. A różnica jest niemała. Ktoś, kto zamiast być księgowym/dentystą/architektem/spawaczem na etacie w korporacji czy innej spółce, może swą działalność zarejestrować w formie spółki, która będzie podwykonawcą usług księgowych/stomatologicznych/architektonicznych/czy spawalniczych na rzecz korporacji, w której do tej pory pracował na etacie, oszczędzi ok. 20 procent swego podatku dochodowego. Nowa ustawa wprowadza ograniczenie dochodów, które można w powyższy sposób optymalizować, ale w takim przypadku – zwraca uwagę prezydent – może zastosować inną optymalizację i również skorzystać na podatku. U nas optymalizacja podatkowa jest przestępstwem, za samo słowo „optymalizacja” można zostać uszczelnionym na kilka lat.
Co prawda prezydent Trump pominął (a może nie zauważył), że powyższa konstrukcja podatkowa obniża także 24. procentowy podatek od zysków kapitałowych (znany u nas jako podatek Belki), a nawet 15,3 procentowy podatek od listy płac (u nas to ZUS), ale jestem przekonany, że gdy się tylko w swej omyłce zorientuje, poinformuje podatników także i o tych korzyściach.
Niby tu państwo, i tam państwo, a wcale nie muszą być jednakowo opresyjne. Dlaczego jednak w naszym państwie prawie zawsze musi być gorzej?
z nowej serii książek przedsiębiorczych, czy jak kto woli biznesowych dla dzieci
Jan Bereta