Poniższy tekst jest fragmentem książki Jamie Whyte’a pt. Oszuści czy ignoranci, czyli o nadużywaniu nauki do celów politycznych, wydanej przez Fijorr Publishing w 2015 roku. Książka już wtedy zwiastowała nasilenie się ruchu, którego skutki: pandemia, dekarbonizacja, Zielony Ład, Davos i wiele innych akcji zmierzających do zniewolenia nas. Ich skutki zaczynają być coraz bardziej widoczne. Serdecznie polecamy!
Państwowe regulacje stały się w zachodnich gospodarkach wszechobecne. Ekonomiczną aktywność niemal we wszystkich sektorach życia ściśle ograniczają rządowe przepisy. Zakres przedsiębiorczości i innowacji poważnie się zmniejsza, co ma negatywne skutki zarówno dla wolności, jak i dla tworzenia bogactwa.
fragment Przedmowy, Richard Welling, Instytut Spraw Ekonomicznych, Londyn, maj 2013
Podatek: bicz na człowieka!
Załóżmy, że spalanie paliw kopalnianych rzeczywiście stanowi źródło niebezpiecznego globalnego ocieplenia. W przeciwieństwie do kosztów ubocznych biernego palenia, które są dobrowolne i stąd nie wymagają reakcji politycznych, analogiczne koszty związane ze spalaniem paliw kopalnianych nie są możliwe do uniknięcia przez osoby, które je ponoszą. Elektrownia węglowa w Chinach uwalnia tony dwutlenku węgla do atmosfery. Rośnie temperatura, topnieją lodowce w Arktyce, podnosi się poziom mórz, a mieszkańcy atoli na Pacyfiku muszą opuszczać swoje domy. Nie mają w tej kwestii żadnego wyboru. To nie oni zdecydowali się ponosić koszty ze względu na jakieś korzyści uzyskiwane przez chińską elektrownię.
(…) Ludzie spalający paliwa kopalniane – przez używanie energii elektrycznej wytworzonej z węgla i poruszanie się samochodami napędzanymi paliwem, albo wykorzystując proces spalania paliw w jakikolwiek inny sposób – nie ponoszą kosztów, które nakładają na innych poprzez AGW (ang. skrót od terminu: wywołane przez człowieka globalne ocieplenie – przyp. red.). Będą zatem spalać więcej paliw kopalnianych niż powinni. Będą to robić nawet wówczas, gdy całkowity koszt przekroczy całkowitą korzyść (zakładając, że korzyści zewnętrzne nie przewyższają zewnętrznych kosztów). W przypadku węgla podatki Pigou są uzasadnione. Opodatkowanie emisji dwutlenku węgla podatkiem Pigou w wysokości równej jej kosztom zewnętrznym dawałoby pewność, że emisja ta ma miejsce tylko wówczas, gdy jej całkowita korzyść przewyższa jej całkowity koszt.
Oczywiście nie wszystkie przedsięwzięcia polityczne rzekomo usprawiedliwione przez AGW odpowiadają tej logice. Na przykład dofinansowanie elektrowni wiatrowych jedynie zwiększy nadmierne zużycie energii. Podatek Pigou skutecznie eliminuje dotacje – w tym przypadku „dotacje”, których beneficjentami są osoby zaangażowane w spalanie paliw kopalnych, nie muszące ponosić opłat z tytułu kosztów, jakie narzucają ludziom za pośrednictwem AGW. Dotacji tej nie eliminuje wsparcie finansowe rozwiązań alternatywnych dla paliw kopalnianych. Stwarza ono jedynie „wyrównane szanse” dla konkurujących źródeł energii. Ale odbywa się to przez subwencjonowanie wszelkiego rodzaju zużywania energii. Jeśli na zużycie paliwa kopalnianego nałożono by odpowiedni podatek Pigou (Arthur Pigou, XX. wieczny brytyjski ekonomista o poglądach lewicowych) i żadne dotacje dla rozwiązań alternatywnych nie byłyby uzasadnione. Także systemy „handlowania emisjami zanieczyszczeń” (zazwyczaj stosowane tylko w przypadku bardzo dużych firm) nie oznaczają wcale, że do emisji węgla będzie dochodziło tylko wtedy, gdy przyniesie to korzyści netto. W ramach tych systemów całkowita ilość wyemitowanego węgla ma pokrycie w liczbie wydanych zezwoleń i w miarę wzrostu bądź spadku zapotrzebowania na emisję węgla również cena zbywalnych zezwoleń rośnie albo spada. Tylko wówczas, gdy cena zezwolenia będzie się równała zewnętrznemu kosztowi emisji węgla, otrzymamy jej słuszną ilość. Ale nie ma powodu, dla którego wartości te miałyby być równe. Cena zezwoleń jest zdeterminowana poziomem pokrycia i zapotrzebowaniem na emisję węgla, natomiast zewnętrzny koszt tej emisji nie.
Nie zamierzam jednak włączać się w dyskusję na temat tego, które rozwiązania polityczne nakierowane na ograniczenie emisji węgla są najlepsze. Wszystkie są zaprojektowane tak, aby funkcjonowały na zasadzie nakładania kosztów na emitentów węgla i konsumentów dóbr, których produkcja wiąże się z emisją. Wszystkie więc skłaniają do pytania o to, czy ten koszt znajduje uzasadnienie w otrzymanej korzyści. Upraszczając, możemy potraktować wszystkie tego rodzaju środki jako formy podatku Pigou, a następnie spytać, czy dany podatek równa się mniej więcej kosztowi zewnętrznemu emisji węgla.
Jaki jest więc zewnętrzny koszt emisji węgla? Odpowiedź zależy od skutków klimatycznych, nad którymi – jak wyżej wspomniano – dyskusja trwa. Zależy to jednak także od preferencji tych, którzy doświadczają skutków AGW. Innymi słowy, to nie jest pytanie, na które decydującej odpowiedzi dostarcza sama nauka.
Porównajmy budowniczego z Oslo, rybaka z atolu na Pacyfiku i pracownika fabryki w Pekinie. Norweski budowniczy może skorzystać na AGW, gdyż pracuje na zewnątrz i w chłodnym kraju. Tuwalski rybak będzie poważnie poszkodowany, ponieważ straci swój dom i środki do życia. Pracownikowi fabryki w Pekinie może być prawie że wszystko jedno, gdyż środowisko, w którym żyje, i tak jest już tak zanieczyszczone i nieprzyjemne. Uczynienie go cieplejszym, może wywołać niewielkie marginalne utrapienie. Oczywiście AGW może wywołać skutki, które zaszkodzą nawet naszemu norweskiemu budowniczemu. Na przykład może się okazać, że płaci wyższe podatki na sfinansowanie mieszkań, nauki i innych roszczeń uchodźców z atoli na Pacyfiku. Ale nie zmienia to faktu, że AGW nie spowoduje, iż wszyscy będą w równym stopniu obłożeni biorącymi się z niego kosztami.
To oznacza, że nawet jeśli skutki emisji węgla byłyby w pełni znane, oszacowanie kosztu zewnętrznego byłoby trudne. Nie tylko musielibyśmy znać preferencje ludzi na całym świecie, ale musielibyśmy je wyważyć. Załóżmy, że dla usunięcia skutków AGW, tuwalski rybak byłby gotów zapłacić 500 dolarów amerykańskich, pekiński pracownik fabryczny 200, a norweski budowniczy -500, co znaczy, że zapłaciłby 500 dolarów za wywołanie skutków AGW. Nie wynika z tego, że koszt zewnętrzny netto AGW w przypadku naszej grupy wynosi 200 dolarów. Konsumpcja, a stąd również przeznaczane na nią pieniądze, mają malejącą wartość krańcową. Pięćset dolarów ma znacznie większą wartość dla tuwalskiego rybaka niż dla zamożnego norweskiego budowniczego. Aby obliczyć zagregowany efekt dla dobrobytu – prawdziwy koszt zewnętrzny – musielibyśmy użyć „funkcji dobrobytu”, która przypisuje wagi sumom pieniędzy, które ludzie gotowi są zapłacić, żeby uniknąć skutków AGW (lub otrzymać za nie rekompensatę).
To samo dotyczy kosztu podatków Pigou od emisji węgla. Nie dotykają one każdego w ten sam sposób. Tuwalski rybak ucierpi z powodu wyższych cen energii niewiele, ponieważ niewiele konsumuje. Norweski budowniczy ucierpi bardziej, gdyż w swoim chłodnym kraju zużywa wiele energii w celach grzewczych, a także dlatego, żeby za pomocą maszyn efektywnie wykonywać swoją pracę. Pracownik fabryczny z Pekinu może ucierpieć najbardziej, ponieważ pracuje w przemyśle, którego produkty zdrożeją z powodu ich opodatkowania, a to spowoduje zmniejszenie się na nie popytu. Pracownik ten może odnieść szkodę w postaci niższej zapłaty albo nawet stracić swą pracę. Również w tym przypadku wszystkie te koszty należałoby zważyć w oparciu o funkcję dobrobytu.
Jamie Whyte (przekład: P. Nowakowski)